Tomasz Szczęsny - koncertmistrz
  • głos solowy
  • w orkiestrze od 2006 roku
Muzyka

Była ze mną zawsze, nie pamiętam życia bez niej. Moi rodzice byli ściśle związani z muzyką choćby jako pedagodzy. Mama jest muzykiem – pianistką, zmarły w 2010 roku tata był muzykologiem, historykiem i pianistą. Dźwięki towarzyszą mi praktycznie od zawsze. Zaczynałem zgodnie z rodzinną tradycją jako pianista, co nie było dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Od dzieciństwa słuchałem fortepianu, rodzice byli pianistami, w pewnym momencie wręcz nienawidziłem tego instrumentu, lecz ta "nienawiść" była spowodowana dążeniem do perfekcji, co na fortepianie wydawało mi się wówczas nieosiągalne. Stwierdziłem, że nie jest on dla mnie, musiałem poświęcać zbyt dużo czasu i włożyć zbyt dużo pracy, żeby mi coś na tym fortepianie wychodziło, choć podobno grałem bardzo przyzwoicie. W wieku 11 lat zacząłem grać na wiolonczeli. Mój szkolny kolega z klasy Marek Madej, klasowy prymus, podjął decyzję o grze na wiolonczeli jako drugim instrumencie, postanowiłem pójść w jego ślady. Nie pamiętam, czy udało mi się zostać prymusem (śmiech), ale dopiąłem swego, zacząłem grać na wiolonczeli i gram do dziś. Poniekąd ta decyzja została podjęta jednak przez rodziców, ale ja upieram się przy swoim i twierdzę, że to ja byłem inicjatorem podjęcia nauki gry na wiolonczeli.

Mistrzowie

Niepodważalnym i bezkonkurencyjnym mistrzem nad mistrzami jest dla mnie Daniel Szafran, rosyjski wiolonczelista, zmarły w 1997 roku. Nie miałem niestety zaszczytu go poznać ani posłuchać na żywo, ale znam praktycznie wszystkie jego nagrania. To niedościgniony mistrz, którego naśladownictwo w grze jest praktycznie niemożliwe, każdy kto go naśladuje, brzmi komicznie, bo tylko on mógł grać w tym własnym i niezwykle indywidualnym stylu. Nawet on sam, będąc w jury konkursów czy na kursach mistrzowskich negował naśladownictwo swojego wykonawstwa mówiąc wprost: „Ja tak mogę grać, ale nie Ty”. Z obecnie żyjących instrumentalistów mistrzem jest dla mnie wiolonczelista Truls Mørk, którego gościliśmy we wrześniu w Filharmonii na koncercie otwierającym obecny sezon artystyczny.

Niezapomniane koncerty

Było ich z pewnością kilka, lecz jako artysta, muzyk i koncertmistrz staram się skupić na tym, aby w szczególności właściwie poprowadzić grupę wiolonczel i częściowo kontrabasów i altówek, koncentruję się na skuteczności i efektywności, a to powoduje, że nie do końca jestem w stanie określić, które koncerty były dla publiczności najlepsze w odbiorze. Mogę jedynie ocenić, czy koncert z punktu widzenia orkiestry zabrzmiał właściwie. Był taki koncert, który zrobił na mnie duże wrażenie, ale to zapewne dlatego, że obok mnie na scenie był Gabriel Prokofiew – wnuk słynnego kompozytora Siergieja Prokofiewa. To było spektakularne wydarzenie dla mnie. Grałem utwór Cello Multitracks, który jest skomponowany na wiolonczelę solo i „taśmę”, z nagranymi ośmioma wiolonczelami. Prawie półgodzinne dzieło, „taśma”, do tego komputer – Gabriel to miksował i ja (śmiech). To było niezwykle trudne zadanie i ważne dla mnie wydarzenie, zupełnie coś innego, w klimacie rozrywkowej, hip-hopowej muzyki.